Twilert - inny sposób korzystania z twittera

http://www.twilert.com/# od kilku dni jest moją ulubioną zabawką - ulubioną, bo codziennie, o 6 rano, zgodnie z tym, co sobie ustawiłam, przychodzi do mnie kilka e-maili ze stertą tweetów na temat, który sobie zamówiłam. Jestem tym zachwycona! Po kolei wszakże:

Ustawiłam sobie na twilercie wyszukiwania kilku haseł (to są pojedyncze słowa, zwroty lub hashtagi - dla Twilerta to po prostu "term(s)"), odpowiednio sparametryzowałam ich przychodzenie i selekcję, wyznaczyłam godzinę nadejścia wiadomości na poranną, gdy mam czas na ich spokojne przejrzenie i... cieszę się! Dzięki temu zmienił się mój sposób korzystania z twittera, jako narzędzia do pozyskiwania informacji. Trzeba to wyjaśnić.

Twitter na początku służył mi jako miejsce, w którym mogę się spokojnie wyrzucić ból istnienia w przestrzeń, która w miarę zdobywania followersów powiększała się coraz bardziej, ja zaś, w miarę jej rozszerzania, w coraz większym stopniu wchodziłam w interakcje, w znajomości, w związki... W końcu przestałam przede wszystkim zarzucać timeline bzdurami - dojrzałam do wykorzystywania twittera do pozyskiwania wiedzy i informacji. Nadszedł czas list - uporządkowały to, co czytam - ludzi posegregowały w grupy, informacje zaszufladkowały zgodnie z etykietkami. Codzienna godzina czytania stała się rytuałem, miłym i przyjemnym, bo zostawały po nim ciekawostki i procentująca wiedza. Gdzieś iskrzyło mi w głowie, że nie wyszukałam wszystkiego, co mnie interesuje, nie mam na listach wszystkiego, co się pisze na dany temat (wychodzi moje kolekcjonerstwo i mediewistyczna niemal pasja zbierania wszystkiego).

Odpowiedzią na te od czasu do czasu pojawiające się niepokoje stał się Twilert. Odkąd go używam, moje zbieractwo jest zaspokojone. Z twittera zaś korzystam w następujący sposób: czytam sobie timeline, jak na niego rzucę okiem. Zasadniczo czytam wg prywatnej listy, na którą wrzuciłam tych, których warto nie przegapić. Stale mam na oku mentions, dzięki czemu wyłapuję każdą zaczepkę i odzywkę (w pozytywnym znaczeniu, oczywiście), nawet od tych, których nie śledzę. Otwarte zawsze mam trzy listy, na których są trzy najbardziej interesujące mnie tematy, a do tych list zapisałam tylko tych, których nie śledzę. Czytam też na bieżąco takie hashtagi, które akurat mają znaczenie - relacje z imprez, konferencji, spotkań itd. Do tego teraz dochodzi uzupełnienie, które daje Twilert, wyszukując "termin"/"hasło". Ależ mam czytania, ależ poszerzam moje horyzonty, rośnie w oczach wiedza moja.Szkoda, że, jak już pisałam tu, nic z tego nie zostaje, a wiedza moja i horyzonty moje jakie były, takie są, a może nawet się i kurczą...