Patriotyzm - rozmyślania na pustyni

Siedziałam wczoraj - 1 maja - w okolicach Pustyni Błędowskiej, na bardziej pustynnym terenie niż na samej pustyni można spotkać i plułam sobie w brodę, że nie zabrałam notesu, bo rozmyślałam o patriotyzmie. Czym był, czym jest, jakie były źródła polskiego patriotyzmu jeszcze w XIX wieku? Tego nowoczesnego patriotyzmu, bezpośredniego poprzednika późniejszej myśli narodowej (ale nie w wypaczonym sensie, jaki dziś w niej widzimy). 
Rozmyślałam, oczywiście, przez święta majowe - także przez pierwszy maja (a może dzięki?). 


I do czego doszłam? 

Niewiele mi wyszło. Przypomniałąm sobie kilka książek, które na ten temat czytałam. Przypomniałam sobie kilka tekstów, które sama kiedyś na ten temat pisałam. Przypomniałam sobie kilka powiedzeń - np. księcia Adama Jerzego Czartoryskiego: "Najpierw być, potem jak być". 

Czyli ojczyzna ponad wszystkim innym, czyli miłość do ojczyzny, która ma spowodować jej odrodzenie. Czyli miłość do ojczyzny - patriotyzm właśnie - mająca moc sprawczą, moc odradzającą, moc wyzwoleńczą. A potem będziemy się zastanawiać nad tym, jaka ta ojczyzna będzie. 

I tu widzę, niestety, pewien problem polskiego patriotyzmu: idziemy w bój jak dorożkarskie konie, odzyskujemy wolność, ale nie wiemy, co z nią zrobić. Cały nasz zapał, cała miłość, cały patriotyzm idą z dymem, bo brak możliwości stworzenia czegoś konstruktywnego w ogólnym chaosie. 

Na szczęście Ojcowie II Rzeczypospolitej mieli bardzo konkretne plany na Polskę. Ojcowie II Rzeczypospolitej - dlaczego nie ma takiego pojęcia? Ubolewam, że nie ma wśród nich matek - Matka Polka jednakowoż zasłużyła na odrębne potraktowanie (i kto wie, może ją potraktuję kiedyś). Ale Ojcowie II RP? Co z nimi? Dlaczego kłócimy się o Piłsudskiego, Dmowskiego i innych, a nie potrafimy zjednoczyć ich w jedność, ich walki w jedną walkę, ich programów scalić jednym wspólnym mianownikiem? Niepodległością i patriotyzmem. Ojcowie - pisałam - mieli konkretne plany na Polskę, wiedzieli, jak zabrać się do roboty. 

Trudno się temu dziwić, bo ich kolegami lub wychowawcami byli Niepokorni - nie ideolodzy, lecz wychowawcy, których społeczność tak przenikliwie wychwycił Bohdan Cywiński. Praktyczne pokolenie ukształtowane w ideach pozytywistycznych, które zdawało sobie sprawę z tego, że romantyczne hasła pięknie wyglądają na sztandarach, ale te same sztandary obcym wojskom zdają się na to, by je o kant dupy wytrzeć. Przepraszam. Nie chcę urazić, chcę przejaskrawić. 

Ojcowie II Rzeczypospolitej wiedzieli, że patriotyzm to jedno, a pragmatyzm oparty o ów patriotyzm jest drugą rzeczą. Ojcowie III Rzeczypospolitej zapamiętali apele księcia Czartoryskiego, ale z lekcji Dmowskiego, Piłsudskiego, Paderewskiego i innych zapamiętali tyle, ile student III roku historii pisze w eseju pt. "Porównaj myśl ideową Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego", co uzupełnili wiedzą o tym, że owi panowie właściwie nie rozmawiali ze sobą, bo brak im było wspólnego języka, a Paderewski na dodatek knuł coś w Szwajcarii, przy dobrym winie i serach, z widokiem na Leman. 

Ojcowie III RP nie mieli lekcji u Niepokornych, ale w ich sercach, niestety, wyryło się tylko romantyczne zawołanie "Najpierw być!". Nikt nie był specjalistą - może L. Balcerowicz? Każdy musiał sie uczyć wszystkiego: od ekonomii po systemy polityczne, od garnituru zamiast sweterka po sztućce do sałaty, od rosyjskiego do angielskiego... Jednego nie musieli się uczyć. Patriotyzmu, odartego z pragmatycznej myśli pozytywistycznej, za to krzyczącego: "O wolność naszą i waszą!", patriotyzmu, któremu jakże łatwo było w ferworze walki nie myśleć o tym "jak być", ale po prostu "być". Takie to polskie, chciałoby się powiedzieć... Jakoś to będzie. 

I jest. Jakoś? Jakoś. Patriotyzm uwolniony od ciężaru pracy, jaki mu dołożyli pozytywiści, sprawił się nieźle i sprawia się nadal. Ojcowie II RP skrzętnie wykorzystali ten balast pracy, manipulując nim zręcznie, tworząc państwo sprawne (choć ideologicznie wątpliwe - nie przeczę i nie ukrywam). Jednocześnie udało im się wychować społeczeństwo zdrowo myślące (w większości) o kraju, nie tylko z powodu wielodekadowej niewoli, lecz również dumne z dokonań wielkich Polaków, wielkich Polek. Kornel Makuszyński w Uśmiechu Lwowa to pokazuje - przyjezdną sierotę oprowadza po mieście przygodny lwowiak, pokazując nie tylko Cmentarz Orląt, ale i Politechnikę, chwaląc dokonania uczonych polskich. 

Kto dziś by tak oprowadzał? Bo właśnie tu, w tym miejscu (jakież to symboliczne miejsce pamięci w nomenklaturze Pierre'a Nory) widzę problem naszego współczesnego patriotyzmu: goły, romantyczny, z zanikiem mięśni, o kośćcu przeżartym krzywicą, o zębach połamanych na drzewcach sztandarów... Za to krzyczący o wolności naszej, waszej, mojej, twojej (bo przecież na dotychczasowe uprzejmie pluralis musiał się nałożyć indywidualizm doświadczeń, znak przełomu XX i XXI wieku w Polsce), krzyczący o "jedynym" możliwym patriotyzmie, tym wykluczającym (który polski patriotyzm dobrze znał w XIX wieku: to tatuś nacjonalizmu, z natury swej zawsze ekskluzywnego, w znaczeniu nieco innym niż ekskluzywny salon masażu - nic nie poradzę, że w teorii tak się przyjęło nacjonalizm wykluczający nazywać także ekskluzywnym). 

Cóż bowiem innego można robić, gdy brak mięśni i trudno przypodobać się apelami o ciężką pracę nad tym "jak być"? Krzyczeć można... 

Krzyczą zatem, nasi ideologowie z bożej łaski, krzyczą o "jedności" i o "jednomyślności" i o "jedynym" prawdziwym wytłumaczeniu kilku zjawisk. Ich taktyka - według mnie - jest zakrojona na wiele lat. Odwołują się do najprostszych wydarzeń historycznych, o których każdy coś gdzieś słyszał (Grunwald -> zły Niemiec, rozbiory -> zły Rosjanin, Napoleon -> zły Francuz, zimna wojna -> zły Amerykanin, a tylko Polak nigdy nikogo nie zawiódł, bo na sztandarze ma "Za wolność naszą i..." - czyją, czyją? TAK! "Waszą"*. Obniżyli poziom edukacji (już lata temu, przypominam działalność Romana Giertycha), bo, jak wiadomo, głupimi łatwiej się manipuluje. Teraz, korzystając z osiągnięć kilku sportowców, Euro 2012 i zdoby czy Rzymian na tym polu (pamiętacie? panem et circenses) wiodą społeczeństwo na sznurku. 

Te wykluczenia, które przykładowo podałam, mają tylko Polaka umocnić w przekonaniu, że po pierwsze odróżnia się od innych, ale też, że jest od nich lepszy. Głupi, niewykształcony Polak uwierzy w każdą brednię, a sport wzmocni miłość do ojczyzny (brak rozróżnienia władza-ojczyzna), czyli wzmocni niczym nie poparty patriotyzm. Bo dziś nie trzeba już nic robić, by czuć się dumnym Polakiem. 

Jechał naprzeciwko mnie, jakiś model mercedesa chyba. Środkiem stosunkowo krętej drogi. Zjechałam na pobocze. Wróć: tam nie było pobocza. Zjechałam na oddzielony białym pasem żwir, przechodzący od razu w las, gdzieniegdzie wbijający się w drogę, niemającą nawet numeru. Minęliśmy się na tzw. gazetę. Bo kierowca tego chyba mercedesa pomyślał sobie: "Dla mnie nie będzie miejsca? Dla Polaka?". Może mu coś przypisuję, może w ogóle nic nie pomyślał (pewnie to nawet jest bardziej prawdopodobne). Ważne, że taki właśnie jest nasz patriotyzm. Nic nie stoi za pustą dumą, a sztandary dawno na sportowe banery przerobiono. 

Nasz patriotyzm to dziś już nawet nie hurrapatriotyzm, lecz pusta duma. Dlaczego tak myślę? Bo widzę, do czego - w imię patriotyzmu - nawołuje się. Nie do pracy, lecz do wspominania. Nie do działania, ale do opłakiwania. Nie do poczucia dumy tyle z własnych, ile z dokonań przodków

Oryginalnie w odwrotnej kolejności, żeby nie było, że nie wiem.

PS Coś i coś na temat I.J. Paderewskiego i jego mieszkania w Morges, niedaleko Lozanny w Szwajcarii. 

PS2 Stanisław Koźmian napisał wspaniałe słowa na temat Szczawnicy, na poparcie mojej tezy o innym ciężarze gatunkowym patriotyzmu w II RP. Wprawdzie napisał je przed końcem XIX wieku, ale wyraził myśli, które pozostały w odbiorcach jego słów. Zamieściłam ten cytat także w komentarzu do postu. To PS2 dodaję 3.05, przeczytawszym mój własny tekst ponownie, nadal się z nim zgadzając. 

S. Koźmian, Szczawnica, Kraków 1884, s. 1.

8 responses
Lecąc zza wielkiej wody zastanawiałem się nad patriotyzmem i czy to coś jeszcze znaczy. Czy to, że jestem za otwarciem wszystkich granic, zwłaszcza tych na wschód, za mieszaniem się narodów/kultur świadczy bardziej o kosmopolityzmie, czy też nadal mogę mówić o sobie, żem patriota? Bo w gruncie rzeczy, to otwarcie się na zewnątrz, to po to, "Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej". I nie, nie mam na myśli taniej siły roboczej. Wierzę natomiast, że ta otwartość na inność, różnorodność kultur z którymi przez wieki współistnieliśmy, pozwoli na łatwiejsze zrozumienie, iż nie jesteśmy sami, że zmniejszy się skala narodowego szowinizmu, tfu, patriotyzmu.

I czy można mówić o patriotyzmie narodowym w sytuacji, kiedy N narodów tworzy unię? Czy może raczej bliżej nam do patriotyzmu lokalnego, bo przecież łatwiej zrobić coś na rzecz swojej wsi/gminy/regionu, niż całego kraju? Osobiście cieszę się z każdej inicjatywy transgranicznej, bo przecież nie ważne jest, czy to Polak, czy Ukrainiec, Czech, czy Niemiec, skoro wspólnie mogą ulepszyć swe życie.

Grzegorzu, zgadzam się z Tobą, ale nie do końca. Można nadal być patriotą polskim, francuskim czy ukraińskim! Patriotyzm opiera się o pamięć, wspólną pamięć, jednoczącą nas wokół wypaczonego Grunwaldu, złych wspomnień rozbiorów i tak dalej - nie da się tego zapomnieć (tzn. da się, ale to bardziej skomplikowane). Na tej samej zasadzie patriotyzm lokalny - np. mój krakowski - również opiera sie o pamięć zbiorową. Mamy Lajkonika, mamy prawo magdeburskie, mamy wianki krakowskie i tak dalej. Jedno z drugim się nie kłóci. Chodzi o to, by i jedno, i drugie, było wypełnione nie tylko papką ideologiczną (poszli w bój, pójdziesz i ty), ale treścią (poszli w bój, bo.... Poszedłbyś i ty, ponieważ...)!
A co do wymieszania kultur: podnoszę obie ręce i popieram. Z mieszania zawsze wychodziło coś dobrego. Myli się James Bond, twierdząc, że ma być "wstrząśnięte, nie zmieszane". Powinno być "zmieszane, nie wstrząśnięte". My jesteśmy w fazie wstrząsu z niektórymi "Sąsiadami" :(
Ajwaj, o co ten giewałt? Oczywiście, że o pamięć chodzi, choć raczej by pamiętać, a nie by rozpamiętywać, ale o tym to Ty pisałaś :). I taki patriotyzm oparty na pamięci do mnie przemawia. Swoją drogą, przeglądając makulaturę, czasem natykam się na wzmianki o Chełmszczyźnie (skąd pochodzą) z początku ub. wieku. I wtedy zaczynam grzebać głębiej, szukać po innych gazetach, zestawiać.. I tak się zastanawiam, czy ja jestem wtedy patriotą bardziej?
Jaki giewałt? Nieeee ma żadnego. Pytałeś, jak być patriotą polskim (defaultowo) w sytuacji, gdy n państw tworzy ponadpaństwową (aż boję się napisać ponadnarodową) UE. No to piszę tyle, że jedno drugiego nie wyklucza, a raczej się uzupełnia.

Można pójść dalej: teoretycznie (w sumie też praktycznie, ale raczej w przeszłości) pamięci lokalne składają się na pamięć większą. Problem z dzisiejszą pamięcią jest taki, że - jak to kilka dekad temu stwierdził wspomniany przeze mnie Pierre Nora - "zajmujemy się pamięcią, bo coraz mniej jej mamy" (cytuję z pamięci). Czyli teraz, trochę paradoksalnie, usiłujemy teoteryzować i składać do kupy pamięć, bo po prostu nie pamiętamy, o co w tym wszystkim chodzi... Stąd wrogie nastawienie do RAZ, stąd obawy przed "wynarodowieniem" przez UE i tak dalej.

no właśnie, nie ma giewałtu :)

Chełmszczyzna, piszesz, co to znaczy w ogóle? Ziemia chełmska, na której ścierały się wpływy "polskie" i "ruskie", czyli była tak naprawdę polem bitwy między Europą łacińską a Europą SCS. Zwyciężyła jeszcze w średniowieczu opcja proeuropejska (przeciwko azjatyckiej, jak później o Rosji pisano) i dopiero w naszych czasach zaczęła się ponowna "ukrainizacja" Chełmszczyzny, przynajmniej w niektórych jej częściach, po dość niefortunnym podziale lorda Curzona.
No i do jakiego dziedzictwa pamięci się tu teraz przypisywać?
A żeby jeszcze lepiej było - jesteś teraz we Wrocławiu, gdzie zaburzenia pamięci są jeszcze większe.

Przepiękny cytat znalazłam, a w nim słowo, które uciekło mi, gdy pisałam, przyznaję, w pośpiechu, ten tekst. Użyteczność. Patriotyzm to użyteczność dla kraju. Jakoś o tym zapominamy. W tekście wklejam zdjęcie tej broszury, poświęconej... balneologii i właściwościom leczniczym wód szczawnickich.
Wczoraj ktoś kłócił się ze mną na G+, że idealizuję warstwę urzędniczą II RP. Autor tej broszury jest przedstawicielem tych ludzi, o których pisałam: przesiąkniętych dobrze pojętym patriotyzmem, o którym my zdążyliśmy zapomnieć.

Żądać, aby z patryotyzmu jeżdżono do wód krajowych, to najpierw nieco pospolitować patryotyzm a następnie to okrutne wymaganie ze względu na chorych, jeżeli w zdrojowiskach ojczystych nie mogą znaleść odpowiednich środków leczniczych, niezbędnych wygód i cały rok wyczekiwanego odpoczynku.
Zdrowie ludzkie nie zna i znać nie może patryotyzmu, z przeproszeniem naszych frazesowiczów. Aby być dobrym patryotą, tj. aby użytecznie służyć krajowi, trzeba być przedewszystkiem zdrowym na ciele i umyśle, a zatem, jeżeli się jest chorym, trzeba szukać odpowiedniej kuracyi.

Całość można znaleźć w Jagiellońskiej Bibliotece Cyfrowej: http://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=876&from=pubindex&dirids=187&lp...

Hmm.. dałbym sobie coś uciąć, że wczoraj umieściłem komentarz.. Dziwne.
Ania, czy możesz ten swój post rozpropagować w ramach obchodów rocznicy powstania? Bardzo by się przydało... A za ten fragment to Cię ozłocę: "Nasz patriotyzm to dziś już nawet nie hurrapatriotyzm, lecz pusta duma. Dlaczego tak myślę? Bo widzę, do czego - w imię patriotyzmu - nawołuje się. Nie do pracy, lecz do wspominania. Nie do działania, ale do opłakiwania. Nie do poczucia dumy tyle z własnych, ile z dokonań przodków." Smutne, ale prawdziwe...
@Misha sama zadbałaś o propagandę :) Ale mnie natchnęłaś i wieczorem może popiszę się rocznicowym tekstem o powstaniu styczniowym. Tak, wpiszę się w obchody ;)