Związek Muzeów Niemieckich powołał do życia wspólny blog, wspólny dla stowarzyszonych muzeów.
Blog powstał przy okazji realizowania przez ZMN projektu „Muzeum i migracja”, którego celem jest m.in. pogłębienie znajomości problemu migracji i, ostatecznie, przyciągnięcie do muzeów zwiedzających, którzy nie mieli dotąd okazji zapoznać się z takimi instytucjami. Muzeum partycypacyjne - jedna z wiodących idei współczesnego muzealnictwa - staje się muzeum partycypacyjnym w konkretnym sensie: przełamywania barier społecznych, tym razem w kontekście muzealnym. Muzeum ma dawać odpowiedzi na pytania nurtujące ludzi nie przynależących już do społeczeństw, z których się wywodzą, a jeszcze nie zakorzenionych w nowych społeczeństwach*.
Idea ta będzie wdrażana w praktyce w ramach projektów (w sumie sześciu do 2015 roku włącznie); na blogu znajdziemy informacje na temat tych projektów. Już w tej chwili wiadomo, że wśród pierwszych wybranych jest projekt „polski”, poświęcony polskim przedsiębiorcom w Berlinie.
Podkusiło mnie, by przy okazji zapoznawania się z jeszcze ubogą treścią tego bloga, zajrzeć na internetową witrynę Stowarzyszenia Muzealników Polskich.
trochę mi się słabo zrobiło. Rozumiem, że w Polsce mamy kryzys, choć mniej dostrzegalny niż gdzie indziej na świecie. Rozumiem, że słownik języka polskiego może być towarem deficytowym, szczególnie w czasach kryzysu, ale dotychczas byłam przekonana, że tylko wybitni blogerzy technologiczni, napawający się codziennie setkami wejść na stronę, zadowoleni najwyraźniej z tej liczby i nie zmuszani walczyć o nowe kliki, mogą sobie ignorować zasady pisowni polskiej, jak również w głębokim niepoważaniu posiadać odbiorców. Żyłam w przeświadczeniu, że muzea polskie, jak również reprezentujący je muzealnicy, nie tylko dbają o język polski - bo najczęściej są humanistami, absolwentami kierunków takich jak historia, historia sztuki, etnologia, kulturoznawstwo itd. - ale również pragną, by odbiorcy spragnieni kultury tzw. wyższej poczuli sublimację obcowania z kulturą wyższą. Muzealnicy polscy postanowili jednak iść z duchem czasu i podążyć w ślady blogerów technologicznych, zakładając, iż im gorzej coś napiszą, tym więcej klików będzie.
Oczywiście, Stowarzyszenie Muzealników Polskich trudno porównywać z blogami technologicznymi. Podobnie nadużyciem jest porównywać stronę internetową SMP z niemieckim blogiem. Na koniec zachęcę więc do odwiedzenia strony tego związku.
Mam wrażenie, że gdy niemieckie muzea dwoją się i troją, by zachęcić odbiorców do wstąpienia w swoje progi, to polscy muzealnicy studiują treści blogów technologicznych, ucząc się, jakiego rodzaju błędy ortograficzne, interpunkcyjne, stylistyczne i merytoryczne warto popełniać, per errores ad multos clickos.
* W tym kontekście przychodzi mi do głowy projekt Muzeum Miejskiego w Göteborgu, które zaangażowało się w dokumentowanie kultury niematerialnej, a przykładem takiej działalności jest kolekcja zdjęć, nagrań audio i video z corocznego karnawału (tzw. karnawał w Hammerkullen odbywający się w maju), inicjatywy migrantów z Ameryki Łacińskiej. Tym samym do sal muzealnych w ślad za dokumentacją karnawału trafili przedstawiciele społeczności migrantów, być może po raz pierwszy zwiedzający jakąkolwiek wystawę w tym muzeum. Udało się dzięki temu powiązać zasiedziałą społeczność Szwedów i „ich” historię oraz kulturę miasta z nową historią i nową kulturą tworzonymi przez migrantów. Informacje te nabyłam na konferencji CAMOC w Stambule w 2009 roku, dzięki niezwykle ciekawemu wykładowi Matsa Sjölina, zastępcy dyrektora Muzeum Miejskiego w Göteborgu, zatytułowanemu The Carnival of Hammarkullen: how global meets local in a suburb of Göteborg. Wykład, niestety, nie jest dostępny w internecie, jedynie abstract.