Nie uważam panoram za muzea wirtualne, choć często tak się je określa. Dlaczego? To poważna dyskusja o tym, czym w ogóle jest wirtualne muzeum i jeszcze nie zebrałam sił, by napisać, co o tym myślę. Tymczasem wydaje mi się, że panoramy, niezwykle popularne dzięki swojej widowiskowości, to element wirtualnego zwiedzania. Nie załatwiają wszystkiego, nie pokazują wszystkiego, ale są piękne.
Przykład mauzoleum i muzeum Rumiego według mnie zasługuje na kilka słów i rzut okiem, nie tylko ze względu na postać samego Rumiego, ale i na to, jak to miejsce pokazano. Panorama zajmuje fragment ekranu (można przejść do trybu pełnoekranowego) i na dole mamy kilka elementów zasługujących na uwagę: opis obiektów tworzących kompleks muzealny, listę wyboru miejsc, które chcemy zobaczyć w ujęciu panoramicznym i te same miejsca zaznaczone na planie - również tu, klikając na punkty, możemy przejść bezpośrednio do tych panoram. Możemy dzięki temu sami przygotować własną wirtualną wizytę w tych miejscach, które nas interesują, nawet wybrać dzień lub noc, bo dla kilku miejsc przygotowano takie opcje. Brakuje tu paru elementów, które sprawiłyby, że zwiedzanie panoramiczne przekształciłoby się w zwiedzanie wirtualnego muzeum. Choć możemy np. wejść do środka, to nie obejrzymy eksponatów, nie da się kliknąć na nie i przejść do innych form prezentacji poza panoramą.
Rumi należy do świętych sufickich, był teologiem, filozofem, myślicielem, w jakich ten cudowny XIII wiek obfitował - czas już po krucjatach, jeszcze przed renesansem.
wstańcie zakochani i ku niebu lećmy,
widzieliśmy ten świat, ku tamtemu więc lećmy.
[Gazal I]
Miłość mówi: słuszna twa mowa, ale nie patrz na siebie,
jam jest jak wiatr, a tyś jak ogień - to ja wzbudziłam ciebie.
Rumi założył bractwo wirujących derwiszy. Kto raz ich widział w transie, ten nigdy tego nie zapomni. Mam do dziś przed oczyma widowisko, którego byłam świadkiem w Kairze, w zakamarkach, do których zaprowadziła nas osoba "wiedząca". Spektakl był darmowy, derwisze tańczyli przed turystami, a jednocześnie odprawiali swój rytuał. A może to taka Cepelia, a tylko wmawiam sobie, że uczestniczyłam w czymś, czego nie da się słowami opowiedzieć, co sprawiło, że świat, uczucia, czas wirowało we mnie jeszcze i pulsowało długo po tym, jak szerokie spódnice wirować przestały, ucichła muzyka kreowana przez bębenki i metalowe kastaniety w dłoniach tańczących?
kto widział taką truciznę i takie lekarstwo, jak flet?
kto widział takiego druha, tak tęskniącego, jak flet?
flet mówi o drodze, która jest drogą krwi,
opowiada o Madżnunie i o jego miłości.*
tylko ten, kto zmysły stracił sens ten pojąć może,
tylko uszom język swój towar sprzedać może.
w smutku naszym dni rachubę czasu postradały,
gdyż dni nasze z naszą rozpaczą razem wędrowały...
Flet, to oczywiście nej; o neju po polsku nie znalazłam nic ciekawego, więc z braku laku wikipedia musi wystarczyć.
Za każdym razem, gdy jestem w Turcji, obiecuję sobie, że w końcu kupię nej i będę na nim grać. Nej brzmi tak, że serce pęka i scala się na nowo. Nihavent! - posłuchajcie sami:
i jeszcze tu:
Wracając do muzeum i panoramicznego zwiedzania: można też odwiedzieć muzealną stronę (jakoś dziwnie nie działa mi wersja angielska), a na niej, o ile dobrze rozumiem, obejrzeć np. widoki z kamer zamieszczonych w różnych punktach kompleksu.