Yakatag - społeczność konsumpcyjna, pięknie przygotowana. Idźcie w świat i głoście, co kupiliście

Yakatag - fajna nazwa, prawda? A jaka ładna strona! Yakatag reklamuje się, jako "Mobile Social Shopping", czyli po prostu konsumpstwo do kwadratu.

Na czym polega Yakatag? Robisz zakupy, trafiasz na coś, pstrykasz fotę za pomocą Yakatad, który lokalizuje przedmiot i generuje polecenie tego przedmiou w Twojej sieci znajomych, na Yakatag, ale również automatycznie na facebooku i na twitterze. Społeczne to i nie społeczne zarazem: zapisujesz się do Yakatag, ale zakupy robisz sam. Kolejny krok w kierunku atomizacji społeczeństwa już i tak zatomizowanego. Kolejna grupa, która żeruje na ludzkim dążeniu do bycia indywidualnym, faktycznie ten indywidualizm likwidując (kupujesz to, co kupują Twoi znajomi, a wydaje Ci się, że to Ty ustanawiasz trendy dla swoich znajomych).

Dlaczego więc Yakatag mi się podoba i dlaczego w ogóle na nim zawiesiłam oko?

Po pierwsze szalenie podoba mi się film pokazujący, czym Yakatag jest - przede wszystkim świetne zintegrowanie grafiki z materiałem nagranym, przy wykorzystaniu gestów, których nauczyły nas smartfony i tablety. Po drugie podoba mi się pomysł wykorzystania geolokacji w serwisach społecznych, szczególnie zakupowych. Tu ujawnia się mój mały instynkt stadny - nie lubię szukać rzeczy, które mam kupić; wolę, by - jak w tym przypadku - ktoś mi o nich powiedział, a telefon mnie do nich doprowadził. Po trzecie - fajne jest włączenie rywalizacji do serwisu - popatrzcie, ile produktów trzeba wrzucić, żeby zyskać odznakę Yakastar! 500!!! Zakupoholicy, halo, gdzie jesteście! Podoba mi się to, choć jakakolwiek forma konkurencji wyklucza korzystanie z serwisu dla mnie. Nie lubię i nie będę, ale doceniam. Przepiękny - wg mnie - wygląd strony. Zachęca. Jest prosta w obsłudze. Wszystko można znaleźć bez przeszkód i bez problemu. A zrobienie z dwóch smartfonów czegoś w rodzaju "ramki" dla filmu uważam za posunięcie pierwszorzędne.

Wady?

Na pierwszy rzut oka: kuleją wersje językowe. Mnie obojętne, czy czytam po francusku, czy angielsku, ale w zakładce "more" po angielsku sobie nie poczytacie, bo jest wszystko po francusku. Również na pierwszy rzut oka uwierzyć można, że to aplikacja tylko na iPhone'y - dopiero za drugim wejściem zorientowałam się, że jest także dostępna w Android Market. Pobiegłam więc do Marketu, ściągam (uśmiałam się przy opisie "Ocena treści: Dla niedojrzałych"). Od razu, oczywiście, musiałam trafić na śliczne espadryle Ralph Lauren, kupione przy Boulvard St. Germain w Paryżu, za jedyne 130 euro. Tak, to jest wada... Kiedy pojawi się taka sieć kupujących w Krakowie? I kto będzie trendy wyznaczał, kto będzie przewodnikiem po sklepach? Bo w tym tkwi największa zaleta, ale i zagrożenie serwisu: potrzebna jest "wielka postać", która będzie przecierał ścieżki, którymi pójdą kolejni Yakatagerzy.