Pasażerów oczekujących na lot uprasza się o przejście do muzeum

Podróżni, których lot rzucił na paryskie lotnisko Charles de Gaulle do terminalu E2 mogą od kilku dni, czekając na swój lot, pójść do muzeum

Muzeum otwarte od pierwszego do ostatniego lotu

 Godziny otwarcia uzależnione są od rozkładu lotów, a samo muzeum mieści się w sąsiedztwie luksusowych butików wolnocłowych. Powierzchnia wynosi 250 m², aranżację wnętrz ograniczono do modnych elementów: szkła, drewna i metalu. Za poziom i program wystaw odpowiedzialny jest były dyrektor Musée d'Orsay, Serge Lemoine, a całym projektem (także pod względem finansowym) kieruje Francis Briest*.

Wystrojem wnętrza zajął się Nelson Wilmott z pracowni Nelson Wlmott Architecte. Ze zdjęć wynika, że obiekty prezentowane są za szybami, a do muzeum wchodzi się z całym podręcznym bagażem.

Źródło: http://www.goldenflyer.com/actualites/aeroports-paris-inaugure-musee-gratuit-...>© Aéroport de Paris. 

Wystawy czasowe

 Odbywać się tu będą sześciomiesięczne wystawy czasowe, na które dzieła wypożyczać mają największe, najświetniejsze francuskie instytucje kultury (choć jeszcze nie zdecydowano dokładnie które instytucje to będą...). Aktualnie jest to pokaz rzeźb Augusta Rodina zgromadzonych w wystawie zatytułowanej „Skrzydła chwały”. Nie zdziwcie się więc, jeśli w ciągu najbliższych sześciu miesięcy wybierzecie się do Muzeum Rodina, by obejrzeć słynny „Pocałunek”. Nie jest obecnie do obejrzenia w miejscu, gdzie przynależy, bo znajduje się wraz z pięćdziesięcioma innymi obiektami z tego muzeum na lotnisku. 

Muzeum extra muros

Za znak naszych czasów można uznać to, że muzeum nie może czekać, aż zwiedzający przyjdą do niego, lecz samo musi wyjść do zwiedzających. Czy jest to ostateczne wyjście muzeów ze swoich gmachów? Organizowanie wystaw extra muros przyczyniało się do upowszechniania wiedzy o muzeach. Jednocześnie te instytucje, dotychczas niemal wyłącznie kojarzone z gmachami, zaczęły tracić wymiar fizyczny. Proces ten podtrzymują wystawy wirtualne i aplikacje mobilne.

Wykluczenie

 Muzea miały być instytucjami demokratycznymi. Jak Luwr, w którym udostępniono maluczkim wszystko to, co do tej pory tylko najwięksi świata tego mogli podziwiać. Teraz następuje proce odwrotny: muzeum udostępnia swe zbiory tylko wyróżnionej grupie podróżników, nagradzając ich tym samym dodatkowo (bo sama podróż, każda, jest według mnie nagrodą). Czy muzeum na lotnisku nie jest spełnieniem idei antydemokratycznej? Na sześć miesięcy wprawdzie, ale jednak spowoduje wykluczenie. „Obiekt dostępny na wystawie czasowej w terminalu E2” ­– nie będzie komuś przykro, gdy, wysupławszy kilkanaście euro na wystawę w Musée d’Orsay odczyta z tabliczki na pustym miejscu na ścianie powieszonej, że wszystkie najlepsze Manety, Renoiry i inne szykują się do odlotu w terminalu pasażerskim? To wykluczenie. Podobne do tego, o którym myślę, ilekroć napotykam na aplikację dla smartfonów i tabletów, która za „jedyne 3,99 USD” ofiaruje więcej informacji niż uzyskasz w samym museum. Ktoś, kto nie ma takiego urządzenia lub nie może sobie z różnych powodów pozwolić na wydanie paru dolarów/euro, nie uzyska dostępu do dodatkowych informacji.

Oczywiście, można powiedzieć, że, paradoksalnie, na lotnisku więcej osób zobaczy „Myśliciela” Augusta Rodina niż w muzeum jemu poświęconym, nawet jednak jeśli na lotnisku sztuka czy – szerzej – muzealia mogą zyskać większy poklask niż w ich pierwotnym miejscu prezentacji, dlaczego to jest w terminalu, z którego odlatuje się do Ameryki i do Azji?

Żródło: Wikipedia.

Pytanie wybrzmiewa, a na jego tle dorzucę: za kilka dni będę na lotnisku CDG, przylecę tam, a parę dni później stamtąd odlecę, do Krakowa, nie do Pekinu czy Nowego Jorku, i słynnych rzeźb Rodina nie zobaczę. Czuję się wykluczona. 

Cel

Opłakując swoją stratę, zastanawiam się nad celem utworzenia takiego muzeum. Podniesienie poziomu kultury u pasażerów samolotów? Eksponowanie tego, co i tak w magazynach jest ukryte, bo brak miejsca wystawienniczego – to rozumiem, ale dlaczego zabierać obiekty z ich oryginalnego miejsca prezentacji, by je na lotnisku wystawić?

Szukam analogii – poza Amsterdamem, gdzie lotnisko już ma swoje muzeum. Różni je jedno: Rijksmuseum jest jedyną instytucją wystawiającą zbiory na lotnisku. Poza tym to samo – zbiory są dostępne tylko dla pasażerów.

Cień podobieństwa znajduję w zupełnie innym miejscu: w Brazylii państwo będzie fundować kulturalne stypendia. Pracownicy najmniej zarabiający, za pośrednictwem pracodawcy, uzyskają voucher o wartości 25 USD na pokrycie wydatków kulturalnych: kina, książek itd. Będą do tego dopłacać 10%. Widzę olbrzymi potencjał korupcyjny (gdzie będą to wydawać?) i przyrównuję do sztuki na lotnisku. Nie, nie ma analogii. Tylko jak voucher dla ubogich, by ich przybliżyć do kultury, Rodin stanie się grantem dla podróżników, jak pisałam, dodatkowo podnosząc wartość podróży.

Naprawdę nie potrafię dostrzec celu i nie chodzi tu o mieszanie kultury wyższej z niższą czy o to, że w muzeum trzeba będzie pilnować swoich bagaży jak na lotnisku. Pomocy! Jaki jest cel?

Wartość obiektów 

Co w najbliższej przyszłości stanie się z samymi obiektami, dla których tworzy się coraz to nowy kontekst prezentacji. Jaką rolę odgrywa sama wystawa? Oglądając obiekty sztuki na lotnisku sprowadzamy je do najniższego możliwego poziomu (między zakupem wody na drogę, ostatnią wizytą w toalecie, a sprawdzaniem na tablicy odlotów, czy na nasz samolot jest nadal opóźniony). A może, przeciwnie, to my wyzwalamy się i unosimy na wyżyny sztuki, metaforycznie wznosząc się nad lotnisko, zanim fizycznie wzniesie nas ponad nie samolot? Czy Mona Lisa, którą może kiedyś także na CDG wywiozą, odsłoni jakąś swoją tajemnicę, oglądana przy dźwiękach zapowiedzi „Pasażerowie lecący do Tokio lotem numer trzy tysiące dwieście dwanaście proszeni są o przejście do bramki numer trzydzieści osiem”?

Źródło: AFP Photo/Eric Piermont

Pierwotny zachwyt, który pojawił się we mnie, gdy przeczytałam o tym przedsięwzięciu, minął. Nie wiem, kiedy polecę w takie miejsce, przez Paryż, by zajrzeć do lotniskowego muzeum. Pisząc te słowa, zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy, które potraktuję jako konkluzję dla tego tekstu.

Po pierwsze latam w niewłaściwym kierunku, a raczej mieszkam w niewłaściwym miejscu. Gdybym do Paryża leciała ze swego domu w San Francisco, wpadłabym na CDG na Rodina. Kraków tej szansy nie daje. Mimo to spróbuję się wedrzeć do muzeum, a jeśli mi się uda, opowieść o tym z pewnością was nie minie.

Po drugie celem powstania tego muzeum są pieniądze. W sytuacji gospodarczej, w której do wyboru linii lotniczych musi przyciągnąć to, jak jest zorganizowana przesiadka, muzeum na lotnisku w Paryżu dodaje atrakcyjności Air France. Czyli cel jest oczywisty: kasa. 

Na tym zakończę moje dywagacje na temat lotniskowego muzeum. Z dwojga złego popieram wystawy organizowane w centrach handlowych, gdzie także sztuka wchodzi między ludzi. Centra handlowe nie wymagają jednak karty pokładowej, upoważniającej do wejścia.  


* Można powiedzieć, że jest to prywatne przedsięwzięcie tych panów; pan Lemoine odkąd już nie jest dyrektorem, jest doradcą w domu aukcyjnym, którego współwłaścicielem jest pan Briest.