Nie będę nic pisać o samym święcie, o obchodach, o procesji. Nawet nie zająknę się w rozważaniach, dlaczego przedstawiciele władz państwowych i lokalnych, a także reprezentanci krakowskich szkół wyższych przeszli w tejże procesji, tradycyjnie organizowanej w pierwszą niedzielę po 8 maja, który to dzień jest w polskim Kościele przeznaczony dla świętowania Stanisława, biskupa krakowskiego, ani też nie dorzucę, co na ten temat myślę (tzw. świętego, a przecież zdrajcy). Nie będę komentować tego wątku, jeśli komuś się zachce ze mną dyskutowac na ten temat. Nie podejmę też tego, co dla mnie było najbardziej uciążliwe - hałas, którym atakowano mnie od rana. Odgłosy nabożeństwa wcale mi nie przeszkadzają, ale dlaczego nagłośnienie było tak mocne, że mimo nowych okien, podobno szczelnych, słyszałam odgłosy z zewnątrz lepiej niż własną muzykę w domu? Wreszcie, dlaczego chór zatrudniony do śpiewania na uroczystości fałszował (szczególnie soprany)? I dlaczego kleryk, który został wybrany na ten dzień, miał problemy z intonacją i utrzymaniem dźwięku na jednym poziomie do tego stopnia, że nawet organista nie trafiał w tonację, do której "zmodulował" w czasie śpiewu?
Nie, nie będę o tym pisać. Bo będzie o odpuście.
Odpust to było dla mnie słowo puste (aliteracja ładna, choć niezamierzona). Gdy zrozumiałam, co to znaczy "odpust", trochę przestało mi się podobać "chodzenie na odpusty". Gdy zrozumiałam, co to znaczy "pójść na odpust", kupić sobie "coś", a w zamian dostać odpuszczenie grzechów - w najbardziej banalny sposób tłumaczone - przestało mi się to podobać. Wiem, oczywiście, że to nie działa już tak jak kiedyś, w średniowieczu czy wczesnej epoce nowożytnej, nie ma odpustu z automatu, za wydanego miedziaka. Wiem też, czym jest procesja i takie dewocyjne ujawnienie wiary nawet mi się podoba - zdaję sobie sprawę z tego, że przejście w procesji jest dla uczestników wspólnotowym przeżyciem religijnym. Taka idea, koncepcja doświadczenia zbiorowego jest obiektywnie przekonująca dla mnie, choć nie trafia do mnie subiektywnie.
Poszłam na odpust, bo to dla mnie tradycja.
"...i odpuść nam nasze grzechy"
"Idziemy na krucjatę"
"Wszystko, co najważniejsze"
"Cisza między murami"
"Na koniku, hej!"
"Bawimy się w chowanego"
Trzy zapomniane baloniki z, o ile się nie mylę, teletubisiami. Schowane za krzesłem, odwrócone tyłem do przechodniów. Żal mi się ich zrobiło. Czyżby schowane na fali starego oskarżenia o szerzenie perwersji?
"Zdobycze odpustowe", czyli "Dziękuję Ci, Babciu"
"Ozdobiona odpustowymi zdobyczami"
Niedługo Boże Ciało. Szykujcie się na odpust!